W kilka dni po wyżej opisanych wypadkach Wilhelm Tell wybrał się ze swym synkiem, Walterem, do Altdorfu.
Przybywszy do miasta, doszli do placu, zabudowanego domami.
— Czy widzisz, ojcze? — rzekł Walter.
Na środku placu umieszczono na wysokiej tyce kapelusz z piórem. Przy tyce stoją na straży żołnierze z dzidami w rękach.
— Moje dziecię — odparł Tell ponurym głosem. — Ten kapelusz należy do landragta Gesslera. Okrutny książę rozkazał oznajmić mieszkańcom miasta, żeby przed jego kapeluszem zdejmowali czapki. Mieszczanie, nie chcąc spełniać tego niemądrego rozkazu, omijają plac. Oddalmy się i my stąd, żeby się nie narazić na wielką przykrość.
I wziąwszy Waltera za rękę, skręcił w boczną uliczkę.
— Hej, stójcie! — krzyknął naraz jeden z żołdaków. — W imieniu księcia rozkazuję wam się zatrzymać! — dodał, dopędzając Tella i zagradzając mu drogę dzidą.
— Czego chcesz od nas? Dlaczego zagradzasz nam drogę — spytał go Tell.
— Nie spełniłeś rozkazu księcia i nie oddałeś należnego ukłonu kapeluszowi jego książęcej mości — odparł knecht i chwyciwszy Tella za ramię, dodał:
— Do więzienia, śmiałku! Tam cię nauczą uległości i posłuszeństwa.
— Puść mię! — zawołał oburzony Tell i zaczął borykać się z knechtem.
— Na pomoc! Na pomoc! — zaczął krzyczeć przerażony Walter. — Ratujcie ojca! Knecht chce go uwięzić! Ratunku!
Strona:Aleksander Arct - Spiskowcy (1907).djvu/28
Ta strona została uwierzytelniona.
— 26 —