Strona:Aleksander Arct - Spiskowcy (1907).djvu/35

Ta strona została uwierzytelniona.
—   33   —

Do Küssnacht jeszcze daleko. Gessler, jak wam wiadomo, wyjechał z Flüelen łodzią. Jeśli nas wyprzedzi — o zdobyciu zamku nie może być mowy!
— Nie zdobędziemy go dziś, zdobędziemy jutro! — odparł Arnold. — Ostatecznie na wielkim pośpiechu nam nie zależy. Wiem, że Gessler jest zły i okrutny, lecz wiem i to także, że jako rycerz, słowa swego nie złamie i Tella nie zgładzi. Łatwiej byłoby napaść na knechtów w drodze do Küssnacht i po walecznej utarczce, wyrwać z ich rąk Tella, lecz jeśli się to nie uda, pójdziemy do Brunnen, wzmocnimy nasz oddział jeszcze kilkudziesięcioma towarzyszami i śmiało rzucimy się na mury Küssnachtskiego zamku.
Tymczasem ulewa stawała się coraz większą. W oddali huczały grzmoty...
Konrad, idący brzegiem drogi, spoglądał od czasu do czasu na wzburzoną powierzchnię jeziora. Naraz przyłożył dłoń do czoła i zaczął się pilnie wpatrywać w dal.
— Jeśli mię wzrok nie myli — rzekł wreszcie — od strony Flüelen płynie duża łódź.
— Na Boga! — krzyknął – to łódź księcia! Poznaję ją po czerwonych żaglach i dużej czarnej chorągwi na przednim maszcie.
— Górą nasza! — zawołał radośnie Fürst. — Bracia! – zwrócił się do towarzyszów. — Nie żałujmy nóg! Śpieszmy jaknajprędzej do Czarnego parowu. Oni muszą tamtędy przechodzić.
— Rozdzielmy się na dwa oddziały — rzekł Arnold. — Ja i Konrad z kilkoma towarzyszami przyczaimy się w nadbrzeżnej gęstwinie, wy zaś ruszajcie wprost do parowu. Kiedy Gessler wyląduje, puścimy go przodem i będziemy się ostrożnie za niemi posuwali. Na dany znak skoczymy