rego. Konsultacja trwała dość długo. Wanda nie mogła doczekać się, by lekarz opuścił pokój Józefa. Po szczegółowem zbadaniu chorego doktór kazał bezzwłocznie zapuścić żaluzje w pokoju tak, aby światło nie raziło oczu pacjenta. Następnie lekarz kazał posłać do apteki po taką ilość lodu, aby choremu można zmieniać co kilka godzin okład na głowie. Każde polecenie lekarza starała się Wanda głęboko wbić sobie w pamięć. Gdy lekarz skończył swoje długie dyspozycje, spytał:
— Czy chory ma żonę lub kogoś, kto mógłby zająć się poważnie jego pielęgnacją?
Wanda wbiła oczy w ziemię.
— Ja będę czuwać nad bratem. On prócz mnie nie ma nikogo.
Przez chwilę lekarz patrzył na drobną postać dziewczyny.
— Za godzinę przyjdzie tu pielęgniarka. Ja wieczorem zajrzę jeszcze do chorego. Coś miękkiego zadźwięczało w głosie lekarza, Wanda spojrzała na niego z wielką ufnością. Duże łzy zabłysły w jej oczach.
— Panie doktorze, czy brat bardzo chory?
— Tak, — bardzo chory. Może się mylę, bo narazie nic pewnego ustalić nie mogę, zdaje mi się jednak, że nie prędko wstanie z łóżka. Ale proszę się nie martwić. Łzy i rozpacz nigdy nie leczą chorób, tylko energja i równowaga u najbliższych.
Wanda szybko otarła łzy, a twarzy swej starała się nadać wyraz spokoju.
— Ale na co właściwie brat jest chory?
— Na zapalenie mózgu.
Strona:Aleksander Błażejowski - Czerwony błazen.pdf/103
Ta strona została przepisana.