zefa, aby nigdy nie odwiedzał go w więzieniu, jeśli zaś będzie potrzebował obrońcy, to da Józefowi przez tego samego posłańca znać, który pierwszą kartkę doręczył.
Znacznie uspokojona wróciła Wanda z Kuzera do domu, postanawiając co drugi dzień odwiedzać Wika w więzieniu.
Zaraz następnego dnia w zdrowiu Józefa niepomyślny nastąpił zwrot. Chory tracił znów przytomność, gorączka wzmagała się. Dr. Kuzera przed Wandą nadrabial miną, ale poważnie obawiał się o życie pacjenta. Wanda nie dała się sztucznym humorem lekarza wprowadzić w błąd. Wpatrywała się ustawicznie W twarz nieprzytomnego brata potem w oczy lekarza i odgadywała niebezpieczeństwo.
— Czy będzie żył? — pytała, patrząc uporczywie w twarz przyjaciela.
Dr. Kuzera nic nie odpowiedział.
Tego dnia przynajmniej cztery razy był lekarz przy łożu chorego. Ku wieczorowi gorączka nieco opadła. Józef nie odzyskał jednak przytomności. Dr. Kuzera, odchodząc, prosił Wandę, by bez względu na porę nocy bezzwłocznie telefonicznie go zawiadomiła, gdyby gorączka choć trochę się wzmogła, lub chory zaczął bredzić.
Po wyjściu lekarza Wanda popadła w jakiś stan odrętwienia. Siadła obok okna, patrząc bezmyślnie na fantastyczne białe motywy, które mróz rzeźbił na szybach. Zmęczenie, szereg niedospanych nocy zaczęły powoli odbijać się na jej młodym organizmie. Takie chwile bezwładności i bezmyślności teraz coraz częściej przykuwały ją do krzesła. Potrzebowała całej siły woli, by nie dać się ogarnąć senności. Doskonale w tej chwili wiedziała, że
Strona:Aleksander Błażejowski - Czerwony błazen.pdf/109
Ta strona została przepisana.