ucieszyła niezmiernie. Nigdy jeszcze Wanda nie widziała pani Hali tak wesołej i w takim dobrym humorze, jak po odczytaniu kartki. Od tej chwili wędrowała Wanda codziennie do więzienia z jednym listem, a wracała z drugim.
Czwartego tygodnia od chwili aresztowania Wika lekarz pozwolił Józefowi wstać z łóżka i przez godzinę siedzieć w fotelu. Wanda i pani Hala pomagały Józefowi wstać i przejść przez całą długość pokoju. Chory, oparty na ramionach obu kobiet, szedł jak niemowlę, wolno i z takim trudem stawiając nogi, jakby u każdej z nich przymocowana była ciężka ołowiana kula. Pot kroplisty wystąpił choremu na czoło, zanim przeszedł tę śmiesznie krótką przestrzeń. Od tego jednak dnia lekarz pozwalał Józefowi coraz dłużej siedzieć w fotelu i polecił paniom powtarzać spacery wzdłuż pokoju. Były to prawdziwe lekcje chodzenia, po których pacjent czuł się bardzo wyczerpany. Lekcje te jednak doprowadziły do tego, że chory już po czterech dniach sam przy pomocy laski przeszedł przez pokój. Świadomość, że może się już poruszać, czyniła Józefa coraz mniej cierpliwym. Prosił lekarza, by pozwolił sprowadzić dorożkę i przewieźć go do więzienia, ponieważ koniecznie chce się widzieć z bratem. Oczywiście lekarz o spełnieniu tej prośby ani słyszeć nie chciał. To denerwowało i drażniło Józefa tak bardzo, że spoglądał na dr. Kuzerę, jak na swego śmiertelnego wroga, a na pytania Wandy i pani Hali przestał już zupełnie odpowiadać.
Tego samego dnia wieczorem Wanda i pani Hala siedziały w stołowym pokoju, zajęte opowiadaniem o Wiku, pewne, że Józef drzemie Nagle usłyszały cichy dźwięk fortepianu. Tony szybko się zmieniały, stawały się coraz barwniejsze, przeskaki-
Strona:Aleksander Błażejowski - Czerwony błazen.pdf/119
Ta strona została przepisana.