wały, jedne zastępowały drugie, wreszcie delikatne jak koronka gamy chromatycznej zaczęły się wiązać w cudne akordy i przeszły powoli w szumanowskie, Träumerei“. Obie kobiety siedziały cichutko, owładnięte zupełnie czarem delikatnej słodkiej melodji.
— To Józef gra. Widocznie przeszedł o własnych silach do saloniku — cicho powiedziała Wanda.
„Träumerei“ przeszło wiązaniem harmonijnych czystych akordów w chopinowskie preludjum deszczowe. Muzyka przykuła obie kobiety nieruchomo do krzeseł, bały się głośniejszym oddechem spłoszyć te, jakby nieziemskie tony. Józef grał. Na le jakiś silny, fałszywy akord zakończył preludjum, — muzyka ucichła.
Pani Hala i Wanda szybko wbiegły do saloniku. Gdy przekręciły kontakt elektryczny, oczom ich przedstawił się dziwny widok. Na krześle obok fortepianu siedział Józef, głowa opadła mu ciężko na klawiaturę. Józef płakał. Wanda i pani Hala, nic nie mówiąc, patrzyły na chorego, potem cicho wysunęły się z pokoju jakby w obawie, by nie przerwać płaczu.
Strona:Aleksander Błażejowski - Czerwony błazen.pdf/120
Ta strona została przepisana.