Strona:Aleksander Błażejowski - Czerwony błazen.pdf/122

Ta strona została przepisana.

— Tak, wiem, bratem Skarskiego, posądzonego o to morderstwo. Ale dlaczego dziś dopiero przychodzi pan do sądu, jeśli posiada pan w tej sprawie ważne wiadomości?
— Byłem chory, bardzo chory, pierwszy mój krok po chorobie to tu, panie sędzio... — wypowiedział przybyły z jakimś żalem w głosie.
W oczach Lubieńskiego odbiło się coś w rodzaju współczucia, szybko wstał od biurka, sam przysunął krzesło Józefowi Skarskiemu.
— Proszę, niech pan powie, co panu w tej sprawie wiadomo.
— Przykro mi, panie sędzio, że dziś dopiero przybywam do pana. Jak już poprzednio wspomniałem, byłem chory, ciężko chory, przeszedłem zapalenie mózgu i jeszcze teraz jestem rekonwalescentem. Gdyby nie nagła choroba, z pewnością byłbym swe zeznania złożył jeszcze tego samego dnia, którego mój nieszczęśliwy brat został aresztowany, i może byłbym go uwolnił od tych strasznych katuszy, jakie od trzech tygodni przeżywa. Trudno, zrządzenie wyższe... Niejedną przykrość byłby zaoszczędził sobie brat mój, gdyby natychmiast po morderstwie wyznał mi szczerze, co go trapi i gnębi, — niestety, Wiktor nie był wobec mnie szczery, i to srogo pomściło się na nim.
Skarski oddychał ciężko, widać było, że mowa sprawia mu jeszcze trudność.
— Niech pan sędzia wybaczy, ale, aby moje zeznania były bardziej zrozumiałe i jasne, muszę je zaopatrzyć dłuższym wstępem.
— Rodzice moi byli ludźmi dobrymi, ale nie mniej lekkomyślnymi. Duże obszary ziemi, piękne wsie w Kijowszczyźnie, które jak sen młodości pa-