Strona:Aleksander Błażejowski - Czerwony błazen.pdf/126

Ta strona została przepisana.

miałem potrzebnego do tego kapitału zakładowego. Lekcje muzyki również nie wiele mogły mi dać dochodu Aż jednej bezsennej nocy wpadłem na pomysł. Postanowiłem zużyć swe zdolności muzyczne i połączyć je z wiadomościami politycznemi, z plotkami salonów, rautów i bali, które tak obficie przynosił Wik do domu.
Tego samego rana wypróbowałem swych zdolności. Opowiadania Wika układałem w dowcipne wiersze, z pyłu starych rupieci wydostałem swoją studencką gitarę.
— Ach! więc stąd czerwony błazen?! — spytał sędzia, unosząc się ze zdumieniem w swym fotelu.
— Tak, to są urodziny czerwonego błazna.
— Więc pan zamordował Mertingera?
Józef nie zaraz na to pytanie odpowiedział, dał ręką znać sędziemu, że chce dalej mówić.
— Panie sędzio, proszę jeszcze o chwilę cierpliwości, zaraz zbliżam się do momentu, który pana najbardziej ciekawi. Otóż tak, w czasie tej bezsennej nocy urodził się czerwony błazen, który taką sensację budził w mieście. Zrodził się on z tragedji, a budził śmiech... Warunki, na jakich zgodziłem się występować w „Złotym Ptaku“, są już panu sędziemu z pewnością wiadome z opowiadania dyrektora Metznera. Jeśli jednak pan sędzia nie jest o nich powiadomiony, to mogę je wyjaśnić.
— Tak, znam te oryginalne warunki — i teraz dopiero rozumiem, dlaczego czerwony błazen tak bardzo się asekurował przed ciekawością ludzką.
— Musiałem się asekurować, — smutno i cicho wyszeptał Skarski — brat wysokiego urzędnika ministerstwa, brat dorastającej panny nie mógłby być czerwonym błaznem.