Strona:Aleksander Błażejowski - Czerwony błazen.pdf/169

Ta strona została przepisana.

— Ma — i to dużo wspólnego, bo właśnie u tego połatajki mieszkał Gladysz. Panowie chcieli jak najprędzej skończyć śledztwo i dlatego obwinili panowie biednego „Luxa“ o zły węch, czy też szukali panowie usprawiedliwienia w tem, że woń proszku dla badań daktyloskopijnych uniemożliwiła psu wykazanie swych zdolności. Jedno mam panom do zarzucenia: zbytni pośpiech w prowadzeniu śledztwa bez oglądania się na to, kogo panowie niesłusznie podejrzeniami zakopią i zniszczą w opinji publicznej.
Gliński i Borewicz milczeli. Nie umieli odeprzeć druzgocącego zarzutu sędziego śledczego. Lubieński wyjął jakiś papier i podsunął go Glinskiemu.
Właściwy cel mojej wizyty u pana prokuratora, to prośba o podpisanie tego papieru.
— Co to jest? — spytał Gliński.
— Nakaz zwolnienia Wiktora Skarskiego z więzienia śledczego.
Gliński chwilę patrzył na papier, głęboko pochylił się nad swem biurkiem i bez słowa protestu umieścił swój podpis na wręczonym arkuszu.
Lubieński wstał z fotela, pożegnał uprzejmie Glińskiego i Borewicza.
— Zdolny chłop, — powiedział komisarz policji, gdy drzwi gabinetu zamknęły się za Lubieńskim.
— Zdolny — powtórzył jak echo prokurator.