— Nie kpię, mówię taką rzetelną prawdę, jak bym fotografował ludzkie myśli. Jak długo uważano cię za mordercę, tak długo byłeś niewidzialnym półbogiem rautów i bali, a teraz z pewnością uważają cię za idjotę...
— Daj pan spokój, panie Józefie, — prosiła pani Hala — lepiej niech nam pan opowie, co pan zrobi, gdy my wyjedziemy.
— Co zrobię? odprowadzę was na dworzec, a gdy pociąg odejdzie, odetchnę z ulgą, że nareszcie jestem sam.
— Jest pan nieznośny. Proszę przestać kpić.
— Doprawdy, że nie kpię. — Ale zaciekawi was z pewnością jedna niezwykła wiadomość, która cała Warszawę dziś poruszyła.
— No co?
— Otóż wyobraźcie sobie, że dyrekcja „Złotego Ptaka“ rozpuściła po Warszawie pogłoskę, że za trzy dni będą wznowione występy „czerwonego błazna“. Podobno już jutro mają być rozlepione czerwone afisze z zawiadomieniem, że czerwony błazen zmartwychwstał i z nowym repertuarem piosenek pojawi się w środę na estradzie.
— Musisz być, Józiu, w nieporządku z głową... — z przekonaniem mówił Wik.
— W zupełnym porządku. Opowiadają nawet, że dyrekcja kabaretu będzie płacić czerwonemu błaznowi nieprawdopodobnie wielkie honorarjum, bo dwa tysiące złotych za jeden występ.
— Józuś, co ty bredzisz? — pytała z niepokojem Wanda.
— Nic nie bredzę, mówię poważnie.
— Jakto, więc ty znowu?...
— Tak, znowu. Po waszym wyjeździe, gdy zostanę sam w Warszawie, z podwójną satysfakcją
Strona:Aleksander Błażejowski - Czerwony błazen.pdf/172
Ta strona została przepisana.