Strona:Aleksander Błażejowski - Czerwony błazen.pdf/22

Ta strona została skorygowana.

Trudne warunki, w jakich Wik się wychowywał, nie potrafiły jednak wyrwać z jego usposobienia dużej dozy lekkomyślności, atawistycznej wady rodziny Skarskich. Chociaż Wik zdawał sobie sprawę z tego, że kieszeń Józefa jest bardzo szczupła, to nie dalej jak trzy miesiące temu przegrał w Klubie Myśliwskim poważną kwotę, którą oczywiście spłacił Józef pożyczkami wekslowemi i zaliczkami z firmy Hellman & Robert, w której od szeregu lat zajmował stanowisko administratora. Wik z lekkiem sumieniem zrzucał na głowę brata troskę o środki pieniężne, których sporo wymagała już sama jego służba ministerjalna. Wzamian za to w duszy i sercu Wika powstał pewien kult, pietyzm i podziw dla Józefa, który z żelaznym uporem i konsekwencją starał się z niego zrobić „wielkiego człowieka.“
Nietylko w usposobieniu, ale i w wyglądzie zewnętrznym obu braci djamentralne zachodziły różnice. Wik był pięknym, smukłym, młodym chłopcem, lekkomyślność i wrażliwość malowały się tak silnie na jego twarzy, że te dwie słabe strony jego charakteru mógł oglądać każdy, kto chwil kilka obserwował go. Józef był przeciwieństwem młodszego brata, był nie mniej przystojny od niego, ale szron wybielił już silnie jego skronie. Na twarzy Józefa malowała się nieskończona dobroć, pobłażliwość dla ludzkich błędów, poprostu kobieca słodycz, a równocześnie jednak upór i energja. Józef poświęcił się dla rodzeństwa. Przez całe życie nie miał on odrobiny czasu dla troski o własny los. Został starym kawalerem. Każdy jego zarobek szedł na potrzeby młodszego rodzeństwa. Wik był jednak jego dumą, jego chlubą. Józef wierzył w olbrzymie zdolności brata, wierzył w to, że Wik nie będzie przeciętnym człowiekiem. I teraz, gdy rozmawiał z nim, oczy Jó-