Strona:Aleksander Błażejowski - Czerwony błazen.pdf/52

Ta strona została skorygowana.

— Albo?
Pani Hala spuściła powieki.
— ... albo u swojej przyjaciółki.
— Czy mogłaby mi pani podać kilka szczegółów o przyjaciółce męża? Rozumie pani, że nie jest to prywatna ciekawość, — jedynie chęć wytropienia morderców zmusza mnie do stawiania tak niemiłych pytań.
— Owszem. Przyjaciółka mego męża przed dwoma jeszcze laty była maszynistką w jego banku. Pokazywano mi ją w teatrze i na ulicy. Jest to młoda, przystojna dziewczyna o mało inteligentnym, i bardzo wyzywającym typie. Ubiera się bardzo dobrze, często widywałam ją w towarzystwie jakiejś staruszki, prawdopodobnie matki. Wiem, że mąż wynajął i umeblował dla niej jakieś duże mieszkanie przy Jasnej. Nazywa się podobno Zofja Potoralska. Więcej nic nie wiem w tej sprawie, a zrozumie pan komisarz, że zbytniej ciekawości w tym kierunku nigdy nie objawiałam.
Komisarz Borewicz skłonił głowę na znak zrozumienia.
— A nie wie pani, czy pannę Potoralską łączyło cośkolwiek z kabaretem, teatrzykiem, baletem, czy w tych sferach miała ona jakieś znajomości?
— Tego nie wiem.
— A czy nie słyszała pani przypadkiem, by mąż w zdobyciu względów panny Potoralskiej natknął się na jakiegoś zazdrosnego rywala lub mściwego brata?
— Nie słyszałam.
— A teraz jeszcze jedno przykre pytanie, które niech pani usprawiedliwi moim obowiązkiem urzędnika śledczego. — Czy nikt z powodu zazdrości o panią nie targnął się na życie jej męża?