Strona:Aleksander Błażejowski - Czerwony błazen.pdf/64

Ta strona została skorygowana.

Przez kilka dni od chwili tragicznego zajścia w garderobie Wik nie wychodził zupełnie z domu, zamykał się w swoim pokoju, widocznie porządkował, segregował i niszczył swoje papiery, bo służąca rano znajdowała zawsze na ziemi cały stos drobnych strzępów zapisanego papieru. Józef i Wanda przekonali się, że Wik musi noce spędzać bezsennie, bo o każdej godzinie w nocy światło lampy przedzierało się przez nieszczelne ramy drzwi jego pokoju. Bezsenne noce, gorączkowy bieg myśli zmieniły Wika do niepoznania. Oczy jego podkrążyła niebieska obwódka, cera, dawniej śniada, przybrała ciemno-żółtą barwę, która jeszcze silniej uwydatniała się na niegolonej od kilku dni twarzy.
Jednego dnia Wik przecie wyszedł z domu. Długo bawił w mieście i wrócił w towarzystwie jakiegoś żyda. Wanda mimowoli podsłuchała, że Wik sprzedaje meble ze swego pokoju. Targ twał dość długo. Żyd nabył wszystko za niską cenę, jednak pod tym warunkiem, że dopiero po upływie pięciu dni może meble odebrać. Po sprzedaży Wik częściej wychodził z domu, bawił godzinę lub dwie na mieście i wracał, zamykając się ustawicznie w pokoju.
Po jednej z takich wypraw Wik wrócił do domu, bardziej podniecony. W czasie obiadu Józef i Wanda zauważyli, że mgła smutku, która tak gęsto zasnuła oczy Wika, zaczyna powoli się przecierać, wzrok jego zaczyna zdradzać dawną chęć życia, a wolno zapalające się w oczach iskierki zaczynają wróżyć budzenie się dawnej energji.
Ta nagła zmiana usposobienia Wika stała się zaraźliwa i dla otoczenia. Józef był rozmowniejszy, wyraz trwogi i oczekiwania w oczach Wandy znacznie przygasł, a raz nawet, w czasie obiadu Wanda głośno się roześmiała, wywołując tem zdzi-