Strona:Aleksander Błażejowski - Czerwony błazen.pdf/72

Ta strona została przepisana.

stępnego dnia rano otrzymałem, uderzyła we mnie, jak grom z jasnego nieba...
— A jak tłumaczy pan sobie te jego słowa o wygranym zakładzie?
— Mam wrażenie, że zakład ten tyczył się kobiety. Oczywiście niczem pozytywnem poprzeć tego wrażenia nie mogę, — ale tak mi się zdawało. Mertinger był znanym kobieciarzem, „praca“ w tym metier była jego jedynym sportem. Zresztą nie wiem nic pewnego.
— A czy nie wiadomo panu, z kim Mertinger założył się o te 5.000 złotych?
— Właśnie, że nie wiem, — starałem się dojść, jednak bezskutecznie. Uważam, że gdyby dało się wyjaśnić, z kim Mertinger się założył i o co, to tajemnica tego morderstwa za jednym zamachem byłaby wyjaśniona.
— Hm, — możliwe... Czy poza tem nic panu w tej sprawie nie wiadomo?
— Nic więcej nie wiem.
Gliński zanotował sobie kilka szczegółów z zeznań Steinberga i pożegnał bankiera.
Zaledwie beczkowata postać Steinberga znikła za drzwiami, gdy do gabinetu prokuratora wpadł jak torpeda komisarz Borewicz. Twarz jego jaśniała triumfem.
— Miło mi donieść panu prokuratorowi, że sprawa morderstwa w garderobie Nr. 3 już jest wyjaśniona i że morderca lada chwila będzie w potrzasku, gdy pan prokurator tylko zechce podpisać nakaz aresztowania. A co, nie pięknie i nie chwacko spisaliśmy się?
Borewicz zacierał ręce z zadowolenia, a oczy jego promieniały radością. Mina Glińskiego nie wyrażała zbytniej wiary w słowa Borewicza.