Strona:Aleksander Błażejowski - Czerwony błazen.pdf/76

Ta strona została przepisana.

domem na Koszykowej. Weszliśmy na drugie piętro, Wójek wskazał mieszkanie tego urzędnika. Wróciliśmy na Danilowiczowską, Wójka naturalnie nie wypuściłem z aresztu. Sam rozpocząłem badanie na własną rękę. Zebrałem najpierw informacje o owym urzędniku. Dowiedziałem się, że do niedawna był on wysokim dygnitarzem ministerstwa, potem, że przed kilku dniami podał się do dymisji i że uzyskał paszport na wyjazd do Konstantynopola.
Komisarz Borewicz przerwał w tem miejscu, powoli zapalił drugiego papierosa, grając w ten sposób na ciekawości Glińskiego.
— No i co dalej? — zapytał zniecierpliwiony prokurator.
— Zaraz kończę. Po otrzymaniu tych informacyj dałem natychmiast polecenie inwigilacji, by dyplomata nie zwiał nam do Konstantynopola, zanim znajdzie się w Mokotowskiem więzieniu. Potem udał mi się jeden eksperyment. Przebrałem się w cywilne ubranie, wziąłem ze sobą znalezioną za kulisami rękawiczkę, zapukałem do drzwi kuchni pana dyplomaty i przez jego służącą przesłałem mu rękawiczkę z zapytaniem, czy to jego, bo znaleziono ją w biurze ministerstwa i przeze mnie odsyłają mu do domu. Służąca w tej chwili poznała rękawiczkę, stwierdziła, że to młodszego pana, i podziękowała za zwrot. Widzi więc pan, panie prokuratorze, że wszystko w największym „porządku“ i że ryba chwyciła haczyk. Teraz proszę o szybkie podpisanie nakazu aresztowania, bo ptaszek sprytny i łatwo może mi ludzi zmanić.
Gliński z zaciekawieniem wysłuchał opowiadania Borewicza.
— Rzeczywiście szczęście panu sprzyja, panie komisarzu. Dużo pozorów świadczy przeciwko pań-