Wieczorem, zaledwie Józef przybył z biura do domu, już w progu powitała go spłakana Wanda szeregiem bardzo niemiłych wiadomości. Opowiedziała najpierw o odwiedzinach jakiegoś robotnika, po których Wik omdlał, następnie o tem, że dla przywrócenia Wika do przytomności zmuszona była wezwać lekarza, który oświadczył, że jej brat jest zupełnie nerwowo wyczerpany, że bezwarunkowo powinno się go izolować od codziennych zajęć, trosk i kłopotów, a najlepiej wywieźć do Zakopanego, gdzie w zupełnym spokoju może już po kilku miesiącach odzyskać równowagę. Lekarz przepisał Wikowi silną dawkę veronalu, by zapewnić mu sen.
Wiadomości te poważnie zaniepokoiły Józefa. Zdawał on sobie doskonale sprawę z tego, że Wik przeżywa jakiś przykry proces psychologiczny. Przypuszczenia naprowadzały go na to, że brat doznał jakiegoś bolesnego zawodu miłosnego, który wtrząsnął nim całym, ale nie sądził, że zawód ten pociągnie za sobą aż tak fatalne konsekwencje, o jakich przed chwilą słyszał od Wandy.