Strona:Aleksander Błażejowski - Czerwony błazen.pdf/84

Ta strona została przepisana.

— Czy pan Wiktor Skarski, były urzędnik ministerstwa jest w domu? — spytał ostro i krótko komisarz.
— Jest, jest, jest, tylko bardzo, bardzo chory...powiedziała Wanda, nawpół przytomna.
— To dobrze, że chory, odpowiedział rubasznie komisarz — bo inaczej siedziałby w tureckim haremie, a nie na Mokotowie.
Wanda nie rozumiała dowcipu brutalnego atlety.
— W którym pokoju jest pan Wiktor Skarski?
Milcząco pokazała mu ręką na drzwi do pokoju brata. Komisarz policji i posterunkowy uchylili wskazane drzwi. Dla ostrożności niezaraz weszli do pokoju, zdaleka tylko wejrzeli do wnętrza i po krótkiej dopiero chwili, trzymając rewolwery w pogotowiu, przestąpili próg.
Wika zbudził tubalny głos komisarza. Na widok policji uniósł się na swojem łóżku. Przy refleksie zielonej lampy wyglądał Skarski bardzo schorowany i wymizerowany.
— Czy to pan Wiktor Skarski, były urzędnik ministerstwa? — spytał komisarz.
— Tak, to ja. Czy panowie do mnie?
— Tak, do pana i po pana — odpowiedział wesoło, drwiącym tonem komisarz, który wpadł teraz na widok Skarskiego w doskonały humor; — po drodze bowiem obawiał się, że „klatkę“ zastanie próżną, lub że Skarski nie pozwoli się wziąć żywcem.
Szybko przystąpił komisarz do łóżka i milcząco podał Wikowi nakaz aresztowania. Wik rzucił oczyma na papier, przeczytał go w mgnieniu oka.
— Zaraz się ubiorę i pójdę z panem — słabym głosem powiedział aresztowany. Zdradzając