racja, patrzył na drzwi garderoby, za któremi rozegrała się ta krwawa tragedja... I tam była ta sama trójka... Klucznik otworzył ciężkie drzwi, były tak ciężkie, że z trudem je uchylił i, zwracając się do więźnia, powiedział sucho:
— To pańska cela, numer trzy, proszę wejść.
— Doskonały hotel w dzisiejszych, ciężkich — zaśmiał się komisarz czasach mieszkaniowych Borewicz.
Wykrycie i aresztowanie mordercy Karola Mertingera uważał komisarz Borewicz za jeden z najpiękniejszych dni w swej działalności policyjno-śledczej, i to go wprawiło w doskonały humor. Dzisiejszy wieczór postanowił dobrze oblać w „Expresie“, gdzie oczekiwało go już kilku kolegów.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Wik wszedł do celi, nie wiedząc, jak w ciemnościach ma się poruszyć. Chciał usiąść, a nie wiedział, czy jest w celi jakie krzesełko czy ławka.
Powoli zaczął posuwać się od drzwi ku wnętrzu celi, macając przed sobą obu rękami. Odór w celi przyprawił go o mdłości. Nagle potknął się o coś i upadł na tapczan, na którym ktoś się poruszył.
— Kto tam? — usłyszał Wik w ciemnościach. Potem jakiś zirytowany głos zaczął dobywać się z tapczanu.
— O szóstej psie cholery człowieka budzą, i już spać nie wolno, po nocach zaś sprowadzają hołotę z całego świata tak, że oka zmrużyć nie można. Hotel, czy co, do djabła? — klął nieznajomy.
Wik stał, nie widząc, w którym kierunku ma iść. Nagle oślepił go błysk zapałki. Nieznajomy zapalił ogarek świecy i badawczo patrzył na Wika, po chwili zmieniając już poirytowany ton, rzekł: