stem szczęśliwy, bo nigdy takich chwil nie mam. Ja we dnie i w nocy zastanawiam się nad wszystkiem, dlatego nie mam niespodzianek.
Wik nie wiedział, w jaki sposób uwolnić się od potopu słów rozkrzyczanego semity. Tymczasem Tutnik zaczął pouczać Skarskiego o regulaminie więziennym, który, jego zdaniem, — byłby znako mity dla zakładu tresury psów, ale nie dla więzienia śledczego. Zdaniem Tutnika, w dzisiejszych czasach więzienie śledcze nikomu ujmy nie przynosi, bo pięćdziesiąt procent ludzi, tu umieszczonych, jest niewinnych i opuści zakład bez skazy na honorze.
Widząc bezradność Skarskiego, Tutnik dopomógł swemu towarzyszowi rozstawić żelazne łóżko, przytwierdzone na ruchomych zawiasach do ściany.
Wik za wszelką cenę chciał, by towarzysz zamilkł. Każde słowo rozkrzyczanego żyda uderzało go, jak ostry młoteczek w obolały mózg. Żyd nie ustępował. Obiecywał Wikowi, że jutro ułatwi mu wysłanie korespondencji z więzienia do domu lub bo towarzyszy i nabycie papierosów.
Wik czuł się bezbronny wobec ataku rozmowości. Mimo wstrętu, jaki budził w nim widok więziennej pościeli, Wik położył się na łóżku, udając, że śpi.
— Czyste musi pan mieć sumienie jak baranek, — jeśli pan tak prędko zasypia — rzekł zjadliwie sąsiad i zgasił ogarek świecy.
Wik wschłuchiwał się w miarowy krok strażnika na korytarzu. Myśli jego starały się usilnie rozwiązać pytanie, co też teraz dzieje się w domu?...
Strona:Aleksander Błażejowski - Czerwony błazen.pdf/91
Ta strona została przepisana.