Strona:Aleksander Błażejowski - Czerwony błazen.pdf/97

Ta strona została przepisana.

jej wiedzy zostały mi skonfiskowane. Możliwe, iż jedną zgubiłem za kulisami, a nie w biurze ministerstwa.
— Przyzna pan jednak, panie Skarski, że człowiek w pełni równowagi ducha nie gubi rękawiczek, a jeśli gubi, to podnosi je z ziemi, ewentualnie szuka ich. Pan prawdopodobnie w chwili popełnienia zbrodni nie był w pełni równowagi, i albo się panu śpieszyło, by opuścić miejsce, w którem pan w tym czasie przebywał i dlatego nie podniósł pan opuszczonej rękawiczki, albo też po zauważeniu zguby bał się pan jej poszukiwać, by nie zwrócić uwagi władz na swoją osobę.
Wik tę argumentację pozostawił bez odpowiedzi.
— A może mi pan łaskawie wyjaśni, — czem mamy tłumaczyć sobie pańską niespodzianą prośbę o dymisję, którą pan wniósł zaraz następnego dnia rano po morderstwie, potem ogromnie gorączkowe starania pańskie w komisarjacie rządu o paszport do Konstantynopola, wreszcie sprzedaż mebli kupcowi Szyi Rozenblattowi niżej nawet połowy ich wartości?
Miałem przykrości rodzinne i chciałem opuścić Warszawę, a więc i stanowisko w ministerstwie.
— Może cośkolwiek bliżej opowie mi pan o tych niesnaskach rodzinnych?...
— Zrozumie pan prokurator, że te niesnaski zachowam w tajemnicy, należą one do mego życia prywatnego.
— Jeśli pan sobie życzy, to nie nalegam na odpowiedź... ale jeszcze raz ośmielam się spytać, czy wobec tylu nagromadzonych faktów, które przeciw panu świadczą, nadal twierdzi pan stanowczo, że nie pan zamordował Karola Mertingera?
— W Stanowczo twierdzę, że nie ja zamordowa-