Po aresztowaniu Wika mieszkanie Skarskich przemieniło się w istny klasztor milczenia. Wandzie zdawało się, że jakiś demon z maską tajemnicy na twarzy zaklął ściany domu, w którym oni żyją, zsyłając coraz to nowe nieszczęścia na ludzi, którzy nigdy nikomu nic złego nie uczynili.
Po aresztowaniu Wika, przy pomocy służącej udało się Wandzie doprowadzić starszego brata na chwilę do przytomności. Gdy położono Józefa do łóżka, stracił on ponownie przytomność, a coraz silniejsza gorączka zaczęła go trawić. Chory leżał zupełnie bezprzytomny, od czasu do czasu posuwał automatycznie rękami po kołdrze, potem wznosił je wysoko, jakby łapał w powietrzu niewidzialne płatki lub nitki. Na bladą twarz Józefa wystąpiły ceglaste rumieńce, oczy nabrały bezmyślnego wyrazu i zdawały się być tak przezroczyste jak szkło. Józef drzemał, potem gwałtownie zerwał się i krzyczał przeraźliwie:
— Ja wam go wydrę! Pod szubienicą... Wik Wik! Ja wam go nie dam, ja... ja...