Strona:Aleksander Błażejowski - Sąd nad Antychrystem.pdf/12

Ta strona została uwierzytelniona.

lepiej było i na pragskim moście. Ostatniego pachołka spotkaliśmy jeszcze na Ząbkowskiej. Ciemno było, więc palił zapałkę, aby lepiej nam się przypatrzeć.
— A nie wlazł na Tarchomińską? — spytał ktoś z obecnych.
— Nie wlazł. Widocznie bał się rozmowy z nami w ciemnej ulicy.
— Tak i szczęście — westchnął siwy pan w szkłach. — Może jakiś czas będziemy mogli tu spokojnie się zbierać i nikt na kark nam nie wlezie. Dobrze było na Erywańskiej, lecz nas nakryli. Wal teraz brat na Pragę, gdzie staremu i ciężko i trudno po nocy...
— Niedobrze tu, niedobrze i w kraju... — mruknął jakiś brodaty człowiek i utkwił wzrok w wilgotnej ścianie.
Ciche westchnienie odpowiedziało z kąta.
Młodzi ludzie wyjęli z kieszeni pakiety, wręczyli je przewodniczącemu. Każdy pakiet opakowany był w nieprzemakalne, cienkie płótno, jak w kopertę i opatrzony licznemi pieczęciami.
Staruszek ujął delikatnie kopertę w ręce, długo jej się przypatrywał.
— Dawno dostaliście to? — spytał.
— Dziś rano — odpowiedział jeden z przybyłych — gdy jeszcze spałem zbudziło mnie pukanie do drzwi. Otworzyłem i wszedł do pokoju jakiś człowiek w mundurze konduktora wagonów sypialnych. Wymienił hasło, wręczył mi te koperty z poleceniem, bym dziś jeszcze doręczył je wam, generale Burjatyn. Posłaniec nie dał się zatrzymać i znikł jak kamfora na schodach. Przesyłkę schowałem, uwiadomiłem Aloszę i Zołbowa i we trójkę przynieśliśmy tutaj tak, aby jeśli jednego z nas aresztują, lub skręcą mu kark, inni mogli papiery doręczyć.
— Dobrze zrobiliście — pochwalił generał Burjatyn, badając ciągle każdą pieczęć oddzielnie. Potem wyjął nożyk i przecinał szwy i sznurki pieczęci.
Ogólne milczenie towarzyszyło robocie starca.