Strona:Aleksander Błażejowski - Sąd nad Antychrystem.pdf/121

Ta strona została uwierzytelniona.

patrzył na jej nagie, lekko opadające ramiona, na długie, szczupłe ręce, na biały, kształtny biust, przysłonięty w połowie różową crepe de chine, na rasowe nogi, obciągnięte jedwabną pończochą.
— Piękna jesteś Wiero — szepnął cicho i chciał ją objąć ramieniem.
Trąciła go tak silnie, że padł w głęboki fotel, chwiejnym krokiem podeszła do wielkiego kufra i długo coś w nim szukała. Za chwilę silny zapach eteru wypełnił pokój.
— Pijesz eter? — spytał ją pijanym, nosowym głosem.
Odwróciła się szybko — zobaczył, że w ręce trzymała kilka fjolek i małe błyszczące pudełko.
— Chcesz? — spytała.
— Co takiego?
— No, morfinę...
— Nie, dziękuję, morfina szkodzi mi, wolę kokainę...
— Kiedy nie mam ani pół grama — odpowiedziała zmartwiona.
Następnie pilnikiem spiłowała szyjkę szklanej fjolki, wciągnęła jej zawartość w błyszczącą strzykawkę, uchyliła rąbek pończochy i pewnem uderzeniem wbiła cienką igłę w nagie udo. Towarzysz chwycił ze stolika kłębek waty, przytknął go do małej ranki.
Schowała z powrotem strzykawkę i fjolki do olbrzymiego kufra, potem usiadła na otomanie. On zbliżył się do niej, usiadł na dywanie i patrzył jej prosto w oczy.
— Dawno już używasz morfiny? — spytał, opanowując nowy atak czkawki.
— Dawno, a zresztą co ciebie to obchodzi...
— Obchodzi mnie, bo cię kocham[1] i objął ramionami jej nogi.

— Ty kochasz? — zaśmiała się głośno. Siadaj tu obok mnie — rozkazała nienaturalnym głosem i przymknęła powieki. Usiadł posłusznie a ona

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak znaku przestankowego.