Strona:Aleksander Błażejowski - Sąd nad Antychrystem.pdf/137

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie wiedziałam, jak zmiększyć serce tego potwora, który śmiał się z moich łez. Zdjęłam z palca pierścionek zaręczynowy z dużym brylantem i podałam go garbusowi. Gałkinowi zaświeciły się oczy, łapczywie chwycił brylant, ale potem rzucił go w kąt pokoju, aż potoczył się z brzękiem po podłodze.
— Aaa, to pani chciała przekupić urzędnika sowieckiego? — krzyknął z udanym oburzeniem. Czy pani wie, że taka zabawka może życie kosztować?
Padłam jak nieprzytomna do jego nóg, objęłam je rękami, całowałam brudne juchtowe buty i prosiłam, aby zabrał moje życie, a uwolnił męża.
Podniósł mnie z klęczek; w oczach zaczęły mu grać niesamowite ognie. Jego długie, jak macki ręce zaczęły posuwać się po mnie, gnieść moje ciało. Oddech jego stawał się coraz szybszy, wreszcie nachylił potworną twarz do mojej i mówił:
— Przyjdź do mnie dziś wieczorem, mieszkam na Puszkińskiej, a za kilka dni twój mąż będzie wolny, jeśli nie przyjdziesz, jutro rano mąż twój skończy „pod ścianą...“
Nie słuchał już żadnych próśb, wypchnął mnie brutalnie za drzwi.
Wyszłam na ulicę z rozgorączkowaną twarzą, a w uszach biły mi jak dzwony cerkiewne słowa:
— Przyjdź do mnie. Przyjdź do mnie...
Gdy zapadł mrok wyjęłam z szafy najpiękniejszą suknię, siadłam przed lustrem, zaczęłam żelazkami ondulować włosy, potem malowałam ołówkiem brwi i usta, a ręce moje były tak zimne i nieczułe, jakby nie były moje. Matka staruszka chodziła po pokoju, co chwila rzucała na mnie pytający wzrok Unikałam jej oczu, śmiałam się rozpaczliwym śmiechem, powtarzałam ciągle jak w obłędzie:
— Wołodja będzie wolny. Wołodja będzie wolny...
Przekroczyłam wreszcie próg mieszkania Gałkina. Pamiętam tylko tyle, że w oczy drażnił mnie strasznie kolorowy obrus i czułam zapach oleju,