Strona:Aleksander Błażejowski - Sąd nad Antychrystem.pdf/141

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co za czarowne słowo szepnął mecenas do ucha oskarżonej, że zdecydowała się wreszcie przemówić?
— Przed kilku dniami — tłumaczył Kierski — dała mi list z prośbą, abym po wyroku wysłał do jej dziecka, oczywiście, że obiecałem to zrobić. Dziś chciałem uderzyć w najtkliwszą strunę jej duszy. Powiedziałem, jej że jeśli zostanie skazana za zbrodnię morderstwa rabunkowego, to zmąci w jasnej głowie dziecka obraz matki i dziecko, gdy podrośnie, będzie ze wstydem o niej myślało...
— Ach więc na nucie macierzyństwa zagrał mecenas. To nigdy nie zawodzi, — zaśmiał się prokurator.
Potem obydwaj zaczęli rozmawiać o obojętnych sprawach.


Zakończenie.

Zbliżały się święta Wielkiej Nocy. Pierwsze promienie wiosennego słońca ogrzewały ziemię, skostniałe konary i gałęzie drzew. Ciepło i słońce zwabiły w Aleje Ujazdowskie tłumy publiczności. Jedni, przyszli tutaj, by ogrzać swoje kości po długotrwałej zimie, drudzy, aby wziąć udział w odbywającej się tu co roku, rewji mód wiosennych. Z Łazienek i Ogrodu Botanicznego dochodził uderzający zapach ziemi, którą słońce uwolniło z powłoki lodu i śniegu. Ludzie wchłaniali chciwie ten zapach, jakby chcieli wynagrodzić swoim płucom duszne powietrze mieszkań w czasie długich miesięcy zimowych.
Przez tłum spacerujących przebijała się zręcznie Hanka Krzeszówna. Wysoką, zgrabną figurę obciskał dobrze skrojony kostjum z miękkiego angielskiego materjału. Szyję owijał szczelnie piękny lis Alaska i szeroką puszystą falą spadał na jej plecy. Szła szybko, jakby się bała gdzieś spóźnić. U wejścia do Łazienek spostrzegła znanego literata Juljana Saję. Zwolniła kroku, podeszła do niego i dotknę-