Strona:Aleksander Błażejowski - Sąd nad Antychrystem.pdf/142

Ta strona została uwierzytelniona.

ła jego ramienia. Saja odwrócił się szybko. Przez twarz przebiegł mu uśmiech szczęścia i zachwytu. Ucałował obie ręce pani Hanki.
— Tak długo kazałaś mi czekać... — mówił z wyrzutem.
— Zawsze się spóźniam, odpowiedziała ze śmiechem, — mężczyzna powinien trochę potęsknić...
— Ależ tęsknię nietylko chwilę, tęsknię przez wszystkie godziny, w których nie jestem przy tobie Hanko...
— Naprawdę? — spytała, patrząc mu zalotnie w oczy.
— Naprawdę, — odpowiedział cicho i delikatnie ujął ją pod rękę.
Przytuliła się miękko do jego ramienia i weszli razem do Łazienek.


KONIEC.