Strona:Aleksander Błażejowski - Sąd nad Antychrystem.pdf/15

Ta strona została uwierzytelniona.

skiego. Stanął wreszcie obok stołu. Światło lampy naftowej padło na jego twarz... Był potworny.
Na dwóch wypukłych, jak bizantyjskie kule, garbach, spoczywała ostra czaszka o długiej, płaskiej twarzy. Cienkie usta przecinały tę twarz w połowie, upodabniając ją do głowy olbrzymiego jaszczura. Chude ręce, jak dwa długie kije, sięgały niżej kolan. Jedynie piękne, marzycielskie oczy mogły niweczyć odrazę do tak potwornej twarzy.
Garbus stał chwilę bezradny, z żalem patrzał na szlochającego. W wyrazistych oczach malował się ból, a twarz wykrzywiła się strasznym grymasem, który oznaczać miał współczucie. Garbus opanował się wreszcie i słabym głosem mówił:
— Panowie! Jesteśmy znów świadkami strasznej tragedji ludzkiej. Po Łebiediewie, poszedł Szumski, potem brat jego Siergiej, potem Rybkow, potem Kniagin, Striełkow i jego siostra, a teraz Browkin. Możliwe, że w tym żałobnym spisie przepuściłem nazwisko niejednego, który do niedawna siedział tu jeszcze z nami, a potem zwiększył statystykę krwawych wyroków Gupa.
— Nie wiem, może mój umysł za słaby i spraw tych rozsądzać nie może, ale zdaje mi się, że tak, jak nasza idea „Oswobodzenia“ jest potężna, tak złymi sposobami wprowadzamy ją w życie. Cóż bowiem znaczy ta nasza walka ze śmiertelnym wrogiem, gdy my tylko ponosimy same krwawe straty, wysyłamy naszych najlepszych braci na śmierć, a wróg nie ponosi żadnych strat i w cynicznym uśmiechu szczerzy do nas zęby.
„W nocy, gdy zgaszę lampę i przymknę powieki, śnię, a może widzę, że ściany mego pokoju rozsuwają się z błyskawiczną szybkością. W cieniach nocy tworzy się nagle przedemną wielka przestrzeń. Patrzę i widzę białe, szczerbate mury Kremla — ja stoję oparty o ściany Targowych Riadów...
Garbus mówił długo i namiętnie. Oddech jego stawał się coraz bardziej niespokojny, słowa padały szybciej, niż zdążały je wyrzucać jego małe płuca.