Strona:Aleksander Błażejowski - Sąd nad Antychrystem.pdf/16

Ta strona została uwierzytelniona.

Nagle zakaszlał. Paroksyzm stawał się coraz silniejszy, coraz mocniej wstrząsał dwoma garbami, oczy zachodziły mu mgłą, z ust spływało mu wąskie pasemko śliny.
Podano mu krzesło. Padł na nie bezwładny i wił się dalej w paroksyzmie coraz silniejszego kaszlu. W pokoju panowała cisza, przerywana tylko kaszlem suchotnika i skwierczeniem węgli w kipiącym samowarze.
Jakaś młoda dziewczyna zerwała się z ławki, zręcznie przesunęła się między krzesłami i wbiegła do kuchni. Za chwilę przyniosła szklankę wody, przytknęła ją do ust garbusa.
— Pijcie, inżynierze Gałkin, — szepnęła z współczuciem.
— Dziękuję, bardzo dziękuję Tatjano Iwanowno, — szeptał z wdzięcznością.
Uspakajał się coraz bardziej, coraz lepiej chwytał powietrze, wreszcie uspokoił się zupełnie. Otarł pot z czoła i mówił dalej:
— Tak, jak wówczas, jak przed siedmiu laty wołałem: Zostańmy w kraju, tak dziś wołam: wracajmy wszyscy razem tam, skąd niegodnie uciekliśmy. Amnestja, którą obecnie ogłosił rząd Związku Republik Sowieckich, powinna być generalnem hasłem naszego powrotu.
Gałkin dłuższy czas nawoływał do powrotu, w końcu usiadł zmęczony. Niedawny atak kaszlu i długie przemówienie wyczerpało go zupełnie. Drżał na całem ciele, rąk i nóg nie mógł utrzymać w spokoju.
Wrażenie mowy było wielkie. Dławiąca tęsknota za krajem, ogłoszona amnestja, były tym błyskiem nadziei, który na chwilę pozwolił się łudzić emigrantom, że chwila powrotu jest bliska. Gałkim rozdmuchał iskrę nadziei do granic pewności. Wszyscy milczeli, błądząc myślami po swoim dalekim kraju.
Przewodniczący udzielił teraz głosu kilku zebranym, potem zastanawiano się nad szczegółami misji Browkina. Uchwalono zgodnie, że nieudałą misję