Strona:Aleksander Błażejowski - Sąd nad Antychrystem.pdf/21

Ta strona została uwierzytelniona.

Po upływie kilkunastu minut, policyjne auto zatrzymało się przed domem przy ulicy Chmielnej.
Po zniszczonych, skrzypiących schodach, przedostała się policja na piąte piętro. W długim, ciemnym korytarzu paliła się lampka gazowa o tak zniszczonej siatce, że zaledwie oświetlała kontury drzwi rozmieszczonych systemem hotelowym. Na końcu korytarza stała grupka ludzi, jakaś potwornie gruba żydówka w bardzo kokieteryjnym, ale niemniej brudnym szlafroku, dwie mocno roznegliżowane młode kobiety i wysoki drab o nabrzękłej fizjognomji alkoholika. Wszyscy patrzyli przez szparę uchylonych drzwi do wnętrza pokoju, robiąc przyciszonym głosem uwagi.
Na widok policji, grupka rozstąpiła się, robiąc przejście władzy bezpieczeństwa.
— Ach więc to w umeblowanych pokojach pani Mincerowej popełniono morderstwo... — zauważył z przekąsem komisarz policji.
Otyła żydówka w kokieteryjnym szlafroku drgnęła, jak pod dotknięciem prądu elektrycznego i wysuwając się na czoło grupy, zaczęła w jakimś mieszanym polsko-rosyjskim języku tłómaczyć:
— Tak jest, panie kamisarzu. U mnie mieszkał ten zawołoka. Czy pan myśli, że coś płacił? Sześć miesięcy od tego łobuza grosza nie widziałam, a teraz jeszcze taki skandal zrobił na całą Warszawę. I to wszystko za moją litość i dobre serce. Mogłam dawno jak psa wyrzucić. Źle zrobiłam i teraz mam policję w moim porządnym hotelu...
Komisarz policji rozglądał się ciekawie w koło, jakby badał rozkład mieszkania.
— Czy wszyscy lokatorowie hotelu są w domu? — spytał.
— Co znaczy wszyscy? — pytała niby nierozumiejąc żydówka. Ma się rozumieć, że są wszyscy i wskazując na stłoczoną grupkę, mówiła: — „Te wszystkie państwo mieszkają u mnie“.
— Ile tu jest pokoji i kto je zajmuje?
— Dwa i kuchnię ja zajmuję, jako gospodyni,