Strona:Aleksander Błażejowski - Sąd nad Antychrystem.pdf/22

Ta strona została uwierzytelniona.

dwa te panienki, jeden zajmuje pan Gwoździk, a ten łajdak Gałkin, ten brodiaga zajmował ten tu pokój.
— Czy do pokoju zamordowanego prowadzi jedno tylko wejście?
— Tak, jedno — odpowiedziała z jakimś dziwnym wahaniem żydówka.
— No dobrze, a teraz nie wolno nikomu wydalać się, aż na to zezwolę — ostrym tonem rzucił komisarz.
Dwu posterunkowych stanęło u wejścia do korytarza, odcinając lokatorów hotelu pani Mincerowej od reszty domu. Komisarz Borewicz pchnął brudne, białe drzwi, prowadzące do pokoju zamordowanego. Dwu wywiadowców weszło z nim do wnętrza.
W dużym pokoju, wyklejonym krzyczącemi, podartemi tapetami, przez które przeglądał odrapany tynk i cegły, leżał trup jakiegoś potwornego człowieka. Zwłoki leżały tak blisko progu, że policja musiała przez nie przekroczyć.
Okna pokoju zasłonięte były podartymi żaluzjami. W zmroku zaledwie można było odróżnić kontury poszczególnych, rozstawionych przedmiotów. Komisarz polecił jednemu z wywiadowców, podnieść żaluzje. Poplątane i zawęźlone sznurki, utrudniały jednak długo wykonanie polecenia. Po mozolnej pracy, udało się wreszcie wpuścić do pokoju snop światła dziennego. Teraz dopiero, w świetle dnia, zwłoki zamordowanego wystąpiły w całej swojej potworności.
Na lepkiej od brudu i krwi podłodze, leżał mały garbus z rozkrzyżowanemi rękami, jakby pełzał po ziemi. Głowa odwrócona była w bok. Zamordowany patrzał z jakimś przerażeniem szklannemi oczyma w kąt pokoju. Tył głowy był zmiażdżony uderzeniami twardego przedmiotu. Na włosach silnie zlepionych krwią, znaczyły się białe cząsteczki mózgu. Krew spływała jeszcze ciągle z głowy, sączyła się błyszczącemi pasemkami po bladej, dużej twarzy, tworząc na ziemi obfitą kałużę. Przez szerokie, otwarte usta przeglądąły anemiczne dziąsła, z któ-