Strona:Aleksander Błażejowski - Sąd nad Antychrystem.pdf/24

Ta strona została uwierzytelniona.

i sam tylko roześmiał się ze swego brutalnego dowcipu.
Po dokładnem obejrzeniu zwłok i przeszukaniu kieszeni, w których nic nie znaleziono, policja przystąpiła do dokładnego badania pokoju. Ściany nie wykazywały nic podejrzanego, tak, że zamierzano już zaniechać tych badań, gdy nagle jeden z wywiadowców zauważył.
— Panie komisarzu, ta gruba żydówka mówiła, że do pokoju jest tylko jedno wejście, a tu przecież są jakieś drzwi tapetowe...
Rzeczywiście w brudnych tapetach znaczył się regularny kwadrat małych, wąskich drzwi. Drzwi te były zamknięte. Klucza przy nich nie było.
Zawołano Mincerową. Komisarz policji podniesionym głosem zwrócił uwagę:
— Twierdziła pani, że do tego pokoju prowadzi tylko jedno wejście, a widzę, że przez drzwi tapetowe równie dobrze można było wejść do pokoju zamordowanego. Niedobrze okłamywać policję...
Ostry ton głosu komisarza skonsternował otyłą kobietę. Zaczęła tłómaczyć się:
— Panie komisarzu, naprawdę zapomniałam o tych drzwiach. Nigdy do tego mieszkania nie wchodziłam. Chyba dwa lata tu nie byłam...
— Może pani powie, gdzie klucz od tych drzwi?
— Klucza nie było. Nawet gdy wynajmowałam mieszkanie... Nie był mi zresztą potrzebny, bo wynajmowałam każdy pokój oddzielnie...
— Gdzie te drzwi prowadzą.
— Do pokoju jednej z panienek...
Borewicz pokiwał głową jakby powątpiewał w prawdziwość zeznań Mincerowej. Następnie kazał wywiadowcy otworzyć drzwi wytrychem. Stary, zardzewiały zamek stawiał silny opór, wytrych ze zgrzytem zaczepiał o sprężynę, jednak zasuwa nie puszczała.
— Zamek jest strasznie zardzewiały i zepsuty, nie wiem czy zdołam go odkręcić — zauważył wywiadowca, ocierając pot z czoła.