Strona:Aleksander Błażejowski - Sąd nad Antychrystem.pdf/42

Ta strona została uwierzytelniona.

zamordowany nie zostawił jakiegoś kłopotliwego spadku... Wczoraj n. p. spotkałem się z takim przypuszczalnym spadkobiercą w Kristalu. Ciągle nalewał mi znakomitego St. Jullienna, wlepił mi setkę „Mesaksudi“, z których jednego ma pan prokurator właśnie w ustach. Oczywiście, że przytem gorliwie dopytywał się o losy śledztwa. Ot tak z ciekawości...
— I jak pan zaspokoił jego ciekawość?
— Powiedziałem mu, że Gałkina zamordowała jego... kochanka.
— A to pan zakpił z niego — zaśmiał się Zabielski.
— Dlaczego pan prokurator się śmieje? — spytał z poważnem zdziwieniem inspektor policji.
— Muszę się śmiać, bo przecież morderstwo ma czysto polityczny podkład. Przekonany jestem, że Gałkina uśmiercił ktoś ze związku monarchistycznego. Wykonano na nim poprostu wyrok partyjny...
— Zdanie pana prokuratora podziela zupełnie komisarz Borewicz, ciągle szuka między monarchistami młodego człowieka, który uciekał po schodach. Wziął sobie stróża do pomocy i biega z nim po całym mieście. Niestety, dotąd bezskutecznie.
— Więc pan twierdzi, że zbrodnia nie miała podkładu politycznego? — spytał Zabielski.
— Nic nie twierdzę. Ja tylko ośmielam się zwrócić uwagę na to, że śledztwa nigdy nie powinno prowadzić się w jednym kierunku. Jeśli ktoś chce znaleźć mordercę, powinien go szukać wszędzie, nawet we własnem mieszkaniu. Skąd naprzykład pewność, że Gałkina nie zamordował stróż domu, obrabował go, a potem wszczął alarm? Dlaczego naprzykład mieli go zamordować monarchiści, a nie bolszewicy? Może właśnie im się sprzeniewierzył i oni wykonali wyrok partyjny? Dlaczego wykluczać, ze zamordowała go kochanka?...
— Ależ panie, to był potwornie brzydki człowiek...