Strona:Aleksander Błażejowski - Sąd nad Antychrystem.pdf/55

Ta strona została uwierzytelniona.

wyczynia. Mówili początkowo, że to szczury, ale w to nikt nie wierzy, przecież każdy z nas uchem pozna czy to szczur, czy „żelazna idzie“... Kto wie, czy dziś wieczór „Tomasz“ nie zrobi mi jakiegoś figla, że tu przed panem dyrektorem o nim gadam...
Kotula rozejrzał się po kątach, potem obejrzał się za siebie, a zabobonny strach odmalował się na jego twarzy.
— No skończcie z tym waszym „Tomaszem“, a opowiadajcie, co było z panem Karnickim, przerwał niechętnie Trzysiński.
Kotula znów odchrząknął kilka razy.
— Z panem Karnickim to wczoraj było tak: Wszyscy już wyszli z teatru i artyści i personal techniczny, a zostałem tylko ja. W garderobie rozmawiał jeszcze pan Karnicki z panem Staniłło. P. Staniłło wyszedł, więc myślałem, że i pana Karnickiego już niema. Zgasiłem światło, chcę iść do domu, a tu słyszę w ciemności, chodzi ktoś po scenie i jakby rękami macał po dekoracjach. Zaraz przypomniał mi się „Tomasz“. Dech mi zaparło ze strachu, ani kroku nie mogłem iść naprzód, jakby mi kto gwoździami podeszwy przybił do podłogi. Ale zmogłem się, świecę światło, patrzę: idzie p. Karnicki, oczy ma wytrzeszczone, jakby nimi nic nie widział, nawet światła. Nogi jak z drzewa, a ciągle mruczy coś, jakby pacierz odmawiał. Patrzę co będzie. Wszedł na żelazne kręte schody, idzie wprost na dół do podziemi... Chciałem go zatrzymać, ale tak niesamowicie wyglądał, że mrówki mi chodziły po plecach i bałem się, żeby się na mnie nie rzucił. Zeszedł na dół i długo było cicho. Nagle usłyszałem z podziemi straszny krzyk, a potem, jakby dwóch ludzi ze sobą się zmagało. Kotłowało coś na dole, tarzało się po ziemi, myślę sobie... źle... Z pewnością na dole zbił się pan Karnicki z „Tomaszem“. Wreszcie usłyszałem głuchy krzyk, jakby ktoś kogoś za gardło dusił... Chciałem zjechać windą, na dół, ale bałem się, coś mnie znowu trzymało za nogi. Znów było cicho. Byłem pewny, że pan Karnicki nie żyje. Za