Strona:Aleksander Błażejowski - Sąd nad Antychrystem.pdf/57

Ta strona została uwierzytelniona.

na ziemię i zaczął go dusić. — „Mam cię wreszcie tu przy wszystkich!“ — krzyczał jakimś ochrypłym głosem i dusił Dyresza kolanami, potem puścił go, chwycił krzesło i rżnął nim z taką siłą w kierunku Krzeszówny, że krzesło rozleciało się w drobne kawałki. Szczęściem nie trafił nikogo. Teraz leży półprzytomny na dole, a stara Braunowa robi mu okłady. Dyresz telefonował po karetkę pogotowia..
— A to osioł! Skandalu narobi na całe miasto... — syknął Trzysiński i szybkim krokiem wyszedł z gabinetu, kierując się na scenę.
W prawym kącie sceny leżał na otomanie Karnicki. Na kredowo bladej twarzy, malowało się straszne zmęczenie. Palcami przyciskał skronie. Na czole, jak drobna rosa, wystąpiły krople potu. Obok chorego siedziała stara Braunowa, przytrzymywała ręką okład na jego sercu. W drugim kącie sceny skupili się aktorzy i półgłosem opowiadali sobie o ataku furji pisarza i o spazmach Krzeszówny. Trzysiński zbliżył się do otomany, pochylił się nad chorym i patrzył długo w jego bladą twarz. Nagle spostrzegł, że z oczu Karnickiego spływają dwie duże łzy. Dyrektor położył delikatnie rękę na głowie chorego i spytał miękko:
— Banie Ludwiku!... czy już lepiej...?
Karnicki otworzył oczy, patrzył z wdzięcznością i mówił zawstydzony:
— Nic nie pamiętam, czuję tylko, że coś niedobrego było ze mną. Teraz dopiero dowiedziałem się, że mimowoli naraziłem panów na takie przykrości...
— Iii, zwykły atak zdenerwowania — uspakajał Trzysiński. — Główna rzecz, aby panu było lepiej...
— Dziękuję, znacznie mi lepiej — powiedział chory i z trudem dźwignął się z otomany.
Grupa aktorów zbliżała się teraz do niego. Karnicki wyszukał oczyma Dyresza i szepnął:
— Przepraszam, bardzo przepraszam. Jestem chory...
Dyresz wyciągnął rękę do niego i serdecznie uścisnął mu dłoń. Wszyscy byli zatroskani. Nagle roz-