Strona:Aleksander Błażejowski - Sąd nad Antychrystem.pdf/60

Ta strona została uwierzytelniona.

dawali mu tyle morfiny, ile pragnął. Był obłąkany. Strasznie umierał...
Opowiadając o śmierci Skierskiego, Trzysiński nie spuszczał oczu z twarzy młodego człowieka, jakby próbował, czy drgnieniem twarzy zdradzi się. Ale Karnicki zrozumiał aluzję. Wyczytał natarczywe pytanie w oczach staruszka. Zaprzeczył gwałtownie:
— Ależ dyrektorze, zaklinam się na cień ojca, że żadnego narkotyku nie zażywam.
Trzysiński odetchnął z ulgą, potem delikatnie rękę położył na żylastej ręce sąsiada, uścisnął ją lekko, jakby mu dziękował i uspokojony już mówił:
— Daruj pan, byłem niespokojny. Wierzę panu zupełnie. Jeśli nie narkotyki, to inne sprawy przechodzą po was literatach lekko. Przypominacie usposobieniem trawę, która zmiażdżona ciężkim walcem zdaje się, że lada chwila uschnie, ale wystarczy trochę rosy, czy deszczu, a rozpręża się, podnosi i rośnie dalej.
— Wybaczy dyrektor, ale porównanie nie jest trafne — zaprzeczył Karnicki. — Ja twierdzę, że my literaci przypominamy raczej kobietę-matkę. Tworzymy i cieszymy się, że wydamy na świat piękne zdrowe dziecko, które śmiać się będzie do ludzi i słońca, a czasem czujemy, że pod sercem powstaje twór, który jeśli ujrzy światło dzienne, to nas zniszczy lub uśmierci. Nienawidzę „Sądu nad Antychrystem “. Każde dzieło upada, gdy tworzone jest pod przymusem...
Karnicki zagryzł wargi, z niepokojem patrzył na Trzysińskiego, jakby się przeraził, że powiedział za wiele.
— Nie rozumiem — zdziwił się Trzysiński. — Słyszałem, że wielkie dzieła przychodzą na świat jako erupcja talentu, tak nieoczekiwana i nieobliczalna, jak wylew lawy z krateru. Wiem, że małe dzieła mogą się rodzić z chęci zysku, ale o przymusie, to przyznam, że pierwszy raz słyszę...