Strona:Aleksander Błażejowski - Sąd nad Antychrystem.pdf/87

Ta strona została uwierzytelniona.

— Przypuśćmy, że pani ma rację. Ale może pani wytłómaczy, w jaki sposób Karnicki mógł dojść do powieści Gałkina, jeśli ten tak się z nią taił.
— Nie wiem i tego wytłómaczyć nie mogę.
— Czy Karnicki znał Gałkina. Może żyli w przyjaźni.
— Nigdy ich razem nie widziałam, zamordowany nigdy nie wymieniał nawet jego nazwiska. W mieszkaniu Gałkina nigdy nie widziałam Karnickiego...
— A więc pani odwiedzała Gałkina.
— Tak, odwiedzałam go. W jego mieszkaniu czytywaliśmy jego powieść, potem schodziliśmy się w cukierence na Wilczej...
— A skąd ta nagła zmiana miejsca?
Niespodziane pytanie prokuratora zbiło z tropu młodą Rosjankę. Jej blada twarz pokryła się rumieńcem, przeniosła wzrok z twarzy prokuratora na końce swoich łatanych bucików. Kilka sekund trwało kłopotliwe milczenie, wreszcie po namyśle mówiła:
— Od wczesnego dziciństwa odznaczałam się niezwykłą wrażliwością. Wrażliwość ta, zamiast z wiekiem znikać, potęgowała się. Dowodem tego wizje, o których panu mówiłam. Otóż osią przyjaźni dla Gałkina była przedewszystkiem litość. Wiedziałam, że Gałkin jest osamotniony i żal mi go było. Żal mi było, że był kaleką i potwornie brzydkim i nikt dla nego nie jest w stanie wykrzesać nawet uczucia sympatji. Pierwsza zbliżyłam się do niego.
„Po kilku już dniach przekonałam się, że Gałkin jest człowiekiem niezwykle inteligentnym, ale fantastą, dającym się powodować, a były chwile, że uważałam, iż jest na pograniczu obłędu czy genjalności. Opowiadał tak zajmująco, że zapominałam nieraz, o jego brzydocie. On mnie rozumiał, ja jego. Ze swoich słabostek nie wyśmiewaliśmy się nigdy. Gałkin często zapadał na zdrowiu, mieszkał zaś w trzeciorzędnym hotelu, gdzie go nie lubiano. W czasie więc choroby byłam jedynym jego opiekunem. Po-