Strona:Aleksander Błażejowski - Sąd nad Antychrystem.pdf/97

Ta strona została uwierzytelniona.

glądał policjant jedną kartkę po drugiej, potem zbliżył się do Karnickiego i spytał:
— Czy mógłby mi pan wyjaśnić czyj jest ten rękopis?
Karnicki spojrzał na papier i zbladł śmiertelnie. Z trudem zdołał wyjąkać:
— To jest rękopis jednego Rosjanina...
— A jak się ten Rosjanin nazywa?
— Nazywa się... Gałkin.
Komisarz wyjął z kieszeni kilkanaście kartek, podobnych formatem do rękopisu, zapisanych takim samym pismem. Na kartkach widniały krople krwi.
Karnicki odwrócił głowę, jakby bał się spojrzeć na krew. Komisarz wpił się wzrokiem w jego bladą twarz. Wreszcie z tłumioną pasją spytał:
— Czy przyzna pan, że trzymam w ręce brakujące kartki rękopisu, który znalazłem w biurku?
Karnicki nie odpowiedział.
Komisarz policji wpadł teraz w doskonały humor.
— Wobec takiego cudownego odkrycia w pańskim biurku, zmuszony jestem przedstawić pana osobiście panu prokuratorowi. Jemu wytłómaczy pan, skąd się wziął u pana rękopis człowieka, który dawno już przestał chodzić po świecie. Panu prokuratorowi opowie pan, jak go pan wydostał, czy przypadkiem nie uderzył pan młotkiem po głowie człowieka... Proszę ubrać palto, jest pan aresztowany...
Karnicki wstał z fotelu, jak automat. Zdawało się, iż nawet kropla krwi nie krąży pod skórą jego twarzy. Chciał postąpić krok naprzód, ale zachwiał się i omal nie upadł. Komisarz ujął go szybko pod ramię. Wolnym krokiem weszli do przedpokoju. Wywiadowca pomógł aresztowanemu włożyć palto, odszukał jego kapelusz.
Gdy odkręcili zatrzask, otworzyły się nagle boczne drzwi i w framudze ukazała się Krzeszówna. W jej oczach malowało się przerażenie, wzrokiem przeskakiwała z atletycznej postaci komisarza na złamaną postać swego przyjaciela. Widocznie nie rozumiała, co ta niezwykła scena znaczy. Z zaciśnię-