Strona:Aleksander Błażejowski - Tajemnica Doktora Hiwi.pdf/110

Ta strona została uwierzytelniona.

W opowiadaniu Strogowa dźwięczało jednak tyle niedomówień i tajemniczych zwrotów że oficer ze zdziwieniem patrzył na niego. Wreszcie Strogow urwał swoje opowiadanie i przeszedł na temat dalszej podróży. Dziś w południe spodziewał się być w Poznaniu, gdzie zamierzał kilka dni odpocząć po uciążliwej podróży. Oficer radził im jechać przez Gniezno, którędy droga była dalsza, ale gościniec dla automobili znacznie lepszy. Strogow zgodził się na tę propozycję.
Gdy pierwsze promienie słońca uderzyły o szyby, zaczęli się żegnać z oficerem, dziękując mu serdecznie za gościnę.
Zaledwie wyszli na próg domu owionął ich miły zapach budzącej się ze snu ziemi. Promienie słońca były jakieś cieplejsze, wlewały w duszę spokój i otuchę.
— Budzi się wiosna, — szepnął Strogow, wciągając zachłannie w nozdrza zapach ziemi.
— Czy jest pan rolnikiem? — spytał z uśmiechem oficer, patrząc, z jakiem skupieniem twarz Strogowa wita pierwszy wiosenny podmuch.
— Byłem nim kiedyś. Niestety od tylu już lat musiałem się przekształcić w mieszczucha.
— Patrz, już nawet orzą... — powiedziała zachwycona baronowa Teitelberg.
O kilkadziesiąt kroków od niej para koni ciągnęła malutki pług, który jakiś stary wie-