Strona:Aleksander Błażejowski - Tajemnica Doktora Hiwi.pdf/117

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie jesteś zmęczona? — spytał troskliwie.
— Nie.
— Całą noc nie spałaś.
— To nic, wyśpię się w Poznaniu...
Rozstawił przedni fotel, tak, aby swobodnie mogła na nim ułożyć nogi, potem starannie otulił ją futrem.
Ciepłe promienie słońca i miły powiew wiatru rozmarzały ją coraz bardziej. Niepokój, jaki czuła przed przekroczeniem granicy polskiej rozwiał się teraz zupełnie, nerwy jej rozprężyły się. Było jej ciepło i tak dobrze, że bała się poruszyć. Krajobraz zaczął coraz bardziej przemieniać się w jej oczach w jednostajną taśmę pól, przeplataną białemi plamami domków. Wreszcie powieki zaczęły ciężyć, postanowiła przymknąć je tylko na chwilę. Z trudem podniosła je raz jeszcze i zobaczyła błękitną taflę jeziora. Potem sen ją zmorzył.
Automobil piął się ku górze.
Milczenie i równy oddech towarzyszki zaczęły działać usypiająco na Strogowa. Ale on bronił się zawzięcie przed snem. Wyjął papierosa, zapalił go i patrzył jak przez niedomkniętą szybę prąd powietrza rozganiał niebieskie smugi dymu i gwałtownie wypędzał je w pola.
Spojrzał na zegary i tachometr automobilowy. Szybkość przekraczała dziewięćdziesiąt kilometrów.