Strona:Aleksander Błażejowski - Tajemnica Doktora Hiwi.pdf/127

Ta strona została uwierzytelniona.

turę z powodu starości, bo los nie szczędzi nas w ciągu ostatnich tygodni... ale teraz widzę pana, jakby odmłodzonego...
— Odmłodziła mnie nadzieja, panie prezydencie, — odpowiedział szybko Blindow.
— Nadzieja?
— Tak. Nadzieja lepszej przyszłości...
Prezydent Hauken opuścił nagle głowę i szepnął bezdźwięcznym, matowym głosem:
— Dla mnie ona zgasła na zawsze...
Blindow spojrzał uważnie na prezydenta. Teraz dopiero spostrzegł, że rysy twarzy Haukena wyostrzyły się, nabrały cech, jakby drapieżności, czerstwe dawniej policzki zapadły się głęboko, a skóra przypominała rozlany wosk. Ze współczuciem spojrzał Blindow na pobielałe skronie przełożonego.
— Prawda... Ja tylko syna, a pan prezydent brata i dwoje dzieci...
Powieki Haukena drgnęły niespokojnie, potem szybko otworzyły się, odsłaniając powiększone strachem źrenice.
— Tak, dwoje dzieci i brata, — powtórzył jak echo. — Ale co pan życzy sobie odemnie?
— Przyszedłem z prośbą o tygodniowy urlop. Pragnę wyjechać do Gdańska, gdzie przebywa moja żona i dzieci. Wobec stłumienia epidemji chcę ich przewieźć z powrotem do Berlina i przerwać tę nieznośną samotność na stare lata...