Strona:Aleksander Błażejowski - Tajemnica Doktora Hiwi.pdf/132

Ta strona została uwierzytelniona.

Nagle doleciał go zapach dymu tytoniowego. Spojrzał w kąt wagonu i zobaczył postać jakiegoś mężczyzny. Twarzy nie mógł dojrzeć, bo przesłonięta była gazetą, z pod zadrukowanego papieru unosiły się tylko kłęby, niebieskiego dymu.
— Kiedy ten człowiek wszedł do przedziału? — dziwił się Blindow. Przypomniał sobie dokładnie, że w Berlinie wsiadł do zupełnie pustego wagonu, a potem, mimo iż słuch ma doskonały, nie zauważył, aby ktoś odsuwał drzwi. Na siatce nad głową nieznajomego umieszczona była silnie zniszczona, impregnowana walizka z bardzo prymitywnemi okuciami.
Postać nieznajomego coraz silniej przykuwała uwagę detektywa. Oparł się znów o poduszki, jakby drzemał, ale przez niedomknięte powieki śledził każdy ruch towarzysza podróży.
Widział dokładnie jego czarne kamasze, o bardzo grubej podeszwie gumowej, i doskonale zaprasowane ubranie angielskie. Ręce nieznajomego obciągnięte były popielatą rękawiczką z grubej duńskiej skóry. Z pod mankietu wyglądała ciemna skóra rąk. Obok na kołku wisiało palto z pięknym, lśniącym kołnierzem bobrowym.
Blindowa zaciekawiło przedewszystkiem to, że nieznajomy mimo silnego zmroku czytał pilnie drobny druk „Frankfurter Zeitung.“
— Musi mieć znakomite oczy, — myślał radca.