Strona:Aleksander Błażejowski - Tajemnica Doktora Hiwi.pdf/141

Ta strona została uwierzytelniona.

Wkrótce usłyszał głuche uderzanie kół wagonu o relsy. Pociąg coraz szybciej wrzynał się w przestrzeń, jakby z wściekłością skracał przestrzeń dzielącą go od granicy Polski. Blindow całym wysiłkiem swej woli, starał się nastawić jeszcze raz swoje myśli na przygodę z tajemniczym pasażerem i na tragiczne wypadki na Grunewaldzie, ale obrazy zaczęły się w jego głowie coraz bardziej mieszać, myśli stawały się coraz oporniejsze i wkrótce zmorzył go twardy sen.
Zbudziły go dopiero pierwsze promienie słońca, które przedzierały się przez spocone szyby wagonu. Pociąg biegł przez polskie terytorjum.
Blindow z uwagą patrzył na zaorane pola, na schludne białe miasteczka i kominy małych fabryk. Nagle uczuł tęsknotę za powietrzem, uchylił okno. Do wnętrza przedziału zaczęły się przemykać kłęby chłodnego powietrza. Blindow chciwie wdychiwał je w płuca. Żałował, że pola i miasteczka o tej porze nie są oprawne w zieleń. Tak dawno nie widział wsi, chyba w czasach swojej młodości. Życie trzymało go ustawicznie w kamiennych i betonowych korytach ulic Berlina... Zawsze między domem a biurem... Codziennie ta sama męcząca i nerwowa pogoń za przestępcami po spelunkach, domach noclegowych, hotelach, barach i kawiarniach... Zbyt wiele czasu strawił