Strona:Aleksander Błażejowski - Tajemnica Doktora Hiwi.pdf/146

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tą przysługą, — przerwał doktór Hiwi — chciałem panu wynagrodzić drobną przykrość, jaką mimowoli panu niegdyś wyrządziłem... Zresztą uważam, że i pan domyśla się, dlaczego sprowadziłem go do swego mieszkania, — mówił spokojnie lekarz, a jego skośne oczy błądziły po grubych kratach okna.
— Nigdy żadnej przykrości od pana nie doznałem... — rzucił detektyw, spoglądając niespokojnie na okno.
— Możliwe, — szepnął japończyk zamyślony i wydostał z kieszeni zamszową skórkę.
Nagle jednym gwałtownym ruchem zerwał doktór Hiwi z oczu olbrzymie rogowe okulary i zaczął je przecierać skórką, równocześnie cienkie wąsy znikły z jego twarzy.
Blindow zbladł i zerwał się jak pod dotknięciem prądu elektrycznego z fotelu. Ręką sięgnął do kieszeni po rewolwer.
Ale doktór Hiwi chwycił rękę detektywa i przymknął ją w swoich palcach jak w stalowych okowach. Uścisk musiał być straszny, bo Blindow zwinął się pod wpływem bólu.
— Nie chce pan chyba powtarzać raz jeszcze tej niemiłej sceny z willi na Grunewaldzie, — powiedział japończyk spokojnie i puścił rękę przeciwnika.
Blindow zatoczył się kilka kroków i padł bezwładnie w fotel. Ból w ręce był tak straszny,