Strona:Aleksander Błażejowski - Tajemnica Doktora Hiwi.pdf/160

Ta strona została uwierzytelniona.

— Doprawdy nie przypuszczałam, — mówiła prawie szeptem, — że w stolicy Polski potrafią tak pięknie wystawić Wagnerowską operę. Jestem zachwycona...
Strogow uśmiechnął się pobłażliwie i ujął swoją towarzyszkę mocniej pod ramię.
Docisnęli się do garderoby. Strogow otulił panią Luizę w miękki płaszcz szynszyllowy. Szybko ubrał się w palto i popłynęli wraz z falą ludzką ku wyjściu.
Mimo późnej godziny, plac Teatralny kąpał się w falach jasnego światła, które spływały obfitą strugą z kandelabrów ulicznych. Od strony ulicy Wierzbowej i Bielańskiej, jarzyły się barwne światła reklam dancingów i kinoteatrów. Strogow chciał przywołać dorożkę, ale pani Luiza wstrzymała go za ramię.
— Pójdziemy pieszo, — prosiła. — Pogoda taka piękna, chcę się przejść trochę...
— Nie pójdziemy do „Sawoyu“? — spytał zdziwiony.
— Wolę zjeść kolację u siebie w hotelu. Po „Tristanie i Izoldzie“ nie chcę wsłuchiwać się w wrzask jazz-bandu.
Masz rację.
Szli w kierunku Placu Saskiego. Tłumy ludzi przesuwały się przez ulice Warszawy. U zbiegu Ossolińskich musieli czekać długą chwilę na wolne przejście w zwartej kolumnie automobili