letem wpłynęła ostatecznie na nią decydująco. Postanowiła za wszelką cenę dziś poważnie rozmówić się z przyjacielem.
Zaledwie pokojówka podała pani Luizie szlafrok, Strogow zapukał do drzwi.
— Doskonały był twój pomysł Luizo, — mówił dziwnie podniecony, — zjemy raz wreszcie kolację poza krzykliwą salą restauracyjną.
Pani Luiza wyczuła, że znowu udaje dobry humor i zbyt głośnem zachowaniem stara się odwrócić jej uwagę od swego zdenerwowania. Dlatego też, gdy pokojówka usunęła się z pokoju, ujęła go za rękę i z niezwykłą u siebie stanowczością prosiła:
— Dymitrze! Twoja tajemniczość w Warszawie zaczyna mnie już dławić. Wiem, że odwiedził cię ktoś, kogo niebardzo spodziewałeś się, a może nawet chciałbyś uniknąć spotkania z nim. Na moje pytanie dałeś mi w hallu tak wymijającą odpowiedź, że czuję się nią nawet dotknięta...
— Ależ Luizo...
— Proszę cię, nie przerywaj. Nie rozumiesz chyba, że właśnie ta nieznośna sytuacja odracza moją decyzję pozostania w Warszawie. Nie chcę, abyś tu coś przedemną ukrywał. Dopóki nie wyzbędziesz się tych ustawicznych niedomówień, nie żądaj stanowczej odpowiedzi... Dlaczego naprzykład nie pokazałeś mi biletu, który przed chwilą oddał ci portjer?
Strona:Aleksander Błażejowski - Tajemnica Doktora Hiwi.pdf/164
Ta strona została uwierzytelniona.