Strona:Aleksander Błażejowski - Tajemnica Doktora Hiwi.pdf/177

Ta strona została uwierzytelniona.

ciężyło na sumieniu jej męża, a cięży do tej chwili na Joe Teitelbergu z Augsburga. Gdy skończył, spojrzał na swą przyjaciółkę.
Pani Luiza siedziała bez ruchu. Ręce jej zwisały bezwładnie poza poręcz fotela. Zdawało się, że omdlała. Długą chwilę trwało przygnębiające milczenie, które mącił tylko przyspieszony chrapliwy oddech Raszczyca.
— Czy nie masz Luizo mi nic do powiedzenia? — spytał wreszcie cicho.
Nie poruszyła się. Wtedy podbiegł do niej, ukląkł przed fotelem i całował jej zimną dłoń. Otworzyła oczy, spojrzała zalękniona, jakby patrzyła na kogoś obcego. Z rozpaczliwą namiętnością przytulii twarz do jej kolan i całował jedwab jej sukni.
— Zrozum, — błagał, — że nie jestem stworzony na zbrodniarza. Kocham ciebie każdą komórką mego serca i mózgu... Bez ciebie nie wyobrażam sobie dalszego życia. Pomyśl, że zniszczyłem tylko zbrodniarza i jego piekielne plany... Zrozum, że tak samo, jak kocham ciebie, kocham swój kraj, który własną krwią broniłem przed nieprzyjacielem. Nie mogłem dopuścić do zniszczenia swojej ojczyzny....
Widziała ślady jego łez na sukni. Coraz spazmatyczniej obejmował jej kolana, jakby obawiał się, by go nie odtrąciła.