Strona:Aleksander Błażejowski - Tajemnica Doktora Hiwi.pdf/179

Ta strona została uwierzytelniona.

Siedział nieruchomo, nie mogąc opanować chaosu myśli i obrazów, które wirowały mu w mózgu.
— Jutro rozstrzygnie się... — szeptał półprzytomny.
Na ciemnym tle nieba znaczyły się już jasne smugi światła, gdy wstał z ławki i szybkim krokiem, jakby go goniły jakieś wizje, skierował się do swego mieszkania. W ciepłym pokoju siły opuściły go zupełnie. Był tak wyczerpany, że bezwładnie osunął się w ubraniu na łóżko i zdawało mu się, że zamiast powiek ma żarzące węgle na oczach.
— Jutro rozstrzygnie się wszystko, — szepnął jeszcze raz, a potem czuł, że zapada w czarną otchłań.
Było południe, gdy służący zbudził go z kamiennego snu. Wstał szybko i z lękiem przypomniał sobie przejścia wczorajszego dnia. Spojrzał w lustro i przeraził się swojej twarzy. Pod oczyma znaczyły się głębokie cienie. Skronie jakby wybielały zupełnie. Szybko zaczął się ubierać. Za godzinę popchnął już szklany kołowrót u wejścia do hotelu „Bristol“. Kazał się szybko zameldować u baronowej.
— Pani baronowa wyjechała dziś z Warszawy, — poinformował go uprzejmie portjer. Kazała panu doręczyć ten list.
Raszczyc rozerwał szybko kopertę. Pani Luiza pisała: