Strona:Aleksander Błażejowski - Tajemnica Doktora Hiwi.pdf/18

Ta strona została uwierzytelniona.

Słowa te podziałały na nią jak uderzenie w głowę. Zdawało się jej, że leci w jakiś bezmiar zimnej, brudnej kałuży. Zerwała się i wybiegła z pokoju. W progu słyszała jeszcze wesoły śmiech Geheimrata, przerywany krótkim, astmatycznym oddechem.
Zamknęła się w swoim buduarze. Godziny upływały jak wieczność. Nie wiedziała wtedy co ma począć. Ani jedna zbawcza myśl nie przychodziła na ratunek. Rozumiała doskonale, że słów męża nie może pozostawić bez odpowiedzi. Chciała telefonować do Strogowa pewna, że on znajdzie wyjście z sytuacji. Patrzyła z przerażeniem na pięknie emaljowane pudło telefonu, ale bała się dotknąć słuchawki, aby mąż nie podsłuchał rozmowy. Zbliżała się pora obiadu, a w głowie czuła ciągle próżnię, jakby wyjęto z niej mózg i sparaliżowano nerwy.
I w chwili tego strasznego lęku i bezwładu usłyszała lekkie pukanie do drzwi. Weszła Lotti trzymając na tacy list.
— Skąd ten list? — zapytała ogarnięta nagle złem przeczuciem.
— Listonosz przyniósł pocztę, Johann zaniósł panu baronowi listy i dzienniki, a ja ten list przyniosłam pani.
Baronowa szybko rozdarła kopertę. List zawierał zaledwie kilka słów: