Strona:Aleksander Błażejowski - Tajemnica Doktora Hiwi.pdf/26

Ta strona została uwierzytelniona.

Spojrzała na zegarek, była piąta, — o szóstej miał przyjść Strogow. Postanowili wykorzystać śnieg, który spadł obficie w mieście i wybrać się sankami na daleki spacer. Strogow od jednego ze znajomych miał wypożyczyć parę wspaniałych rysaków.
— Przypomną mi się czasy petersburgskich trójek i „lichaczy“, — mówił, zachęcając ją do jazdy. Popędzimy daleko wzdłuż kanału Spandawskiego w pola. Musimy znaleźć się w miejscu, gdzie niema ani kamienic, ani nawet ludzi. Tam wysiądziemy na chwilę, sami pod czarnym stropem wieczornego nieba, na którym błyszczą gwiazdy jak wspaniałe, złote gwoździe. Od czasu do czasu, mam taką chęć wyrwać się z miasta, z wypełnionej dymem sali klubu i zanurzyć się w przyrodzie. Takie sam na sam człowieka z Bogiem, to najwznioślejsza chwila życia! Ale ty, Luizo tego nie rozumiesz, jesteś człowiekiem zachodu...
Lubiła, gdy wpadał w trans swoich marzeń. Wtedy jego piękne oczy tkwiły zwykle nieruchomo na jakimś przedmiocie, jakby na nim jak na ekranie, widział te czarowne obrazy, o których szeptały jego wilgotne, nabrzmiałe od jej pocałunków usta. Ale on szybko orjentował się, że go obserwuje. Wtedy milkł, a z siwych oczu schodziła mgła rozmarzenia.