Strona:Aleksander Błażejowski - Tajemnica Doktora Hiwi.pdf/48

Ta strona została uwierzytelniona.

wieka pożera pręciki choroby. Wiadomość o wynalazku „Caisitu“ przebiegała jak płomień z domu do domu, zapalając nadzieję. Opowiadano, że oddziały sanitarne, które rano prowiantują ulice, wmieszały już do chleba i mleka zbawczy preparat, i że ludzie, którzy stoją przed progiem śmierci powracają już do życia.
Ale po kliku dniach, gdy fala zarazy ze zdwojoną siłą i złośliwością uderzała znów w bramy domów i mieszkań ludzkich, — milkły pogłoski o „Caisicie“, aby po kilku godzinach przerodzić się w wiadomość o innym zbawczym wynalazku.
Rozszerzone przedśmiertnym strachem oczy szukały kruchej deski ratunku...
Ale płomyk nadzieji pełgał krótko i gasł. Epidemja przedostała się przez kordony sanitarne i wojskowe i zaczęła swym ohydnym językiem lizać miasteczka położone koło Berlina. Eberwald zagrożony był już zarazą...
Pisma zagraniczne, podając mrożące krew w żyłach opisy strasznej epidemji, przestały już nazywać Berlin miastem śmierci, — nazywano już Niemcy krajem śmierci.
W obawie przed pochodem epidemji odgraniczyły się państwa sąsiednie pasem ochronnym. Przedostanie się przez pas było niemożliwością. Tylko w imię międzynarodowej solidarności, wysyłano ekspedycje sanitarne do Niemiec, na